Szczęśliwe wysiadłyśmy z samochodu. Uff, dotarłyśmy. Żałowałam tylko, że tego dnia będę bez Eucharystii. Ale Tatuś Niebieski się zatroszczył. Okazało się, że Eucharystia rozpoczęła się z opóźnieniem. Przypadek? Nie sądzę.
Eucharystią rozpoczęły się rekolekcje dla ewangelizatorów pod hasłem „Uczniowie- misjonarze”.
Rekolekcje trwały do wtorkowego popołudnia. Był czas na Eucharystię, modlitwę Liturgią godzin, uwielbienie, konferencje czy warsztaty. Ale też na integracje, poznawanie siebie wzajemnie (przyjechało nas ponad 700 osób) i godzinne rozmowy o rzeczach ważnych i mniej ważnych.
W poniedziałek wieczorem było nabożeństwo pokutne. Myślałam: co się może wydarzyć? Przecież to nie pierwsze i ostatnie w moim życiu. Po raz kolejny Tata Niebieski mocno mnie przytulił i opowiedział o swojej miłości. Bezgranicznej. Tak, bardzo mnie zaskoczył!
We wtorek bardzo uroczysty korowód z naszej bazy na Przystanek Woodstock. Pełen uśmiechu, śpiewu i radości.
Po korowodzie pierwsze wyjście na pole. Spotkała nas burza. Wspólne szukanie schronienia. i później krótki powrót z Pawłem i umówienie się do wspólnego chodzenia, by mówić o tym jak Jezus działa w naszym życiu, na dzień kolejny.
i wtedy wszystko się pokręciło. Wykręciłam nogę. Oj, bolało bardzo. Nie mogłam chodzić, noszono mnie. Czułam się z tym źle. Przecież ja miałam wyjść na pole, głosić, być dla innych.
Zawieziono mnie do namiotu, kazano leżeć. A w mojej głowie głębiło się milion myśli. Dlaczego? Przecież ja tylko chciałam. Właśnie, JA chciałam. Zdałam się na NIEGO. Kładąc się spać czułam pokój serca.
W środę wstałam dopiero na Eucharystię. Później lekarz mi pozwolił iść na pole, widząc jak mogę chodzić pod warunkiem, że założę buty typu adidasy. Nie było mi to na rękę, ale tak zrobiłam. Paweł z którym tego dnia dane mi było głosić też się w pewien sposób zatroszczył, bym się nie nadwyrężyła.
Każdy dzień, każda rozmowa o Panu Jezusie miała w sobie coś szczególnego.
Później czwartek, piątek, sobota- wiele historii, niesamowitych przeżyć. Czasem ból i łzy, czasem radość. Ale teraz widzę, że wszystko jest po coś. Nic nie dzieje się przypadkiem.
W tym miejscu chciałam bardzo podziękować osobom z którymi dane mi było głosić:
Pawłowi, Patrykowi, Wojtkowi, O. Pawłowi, Łukaszowi i innym których tu nie wymieniłam.
W tym roku podczas ewangelizacji byłam tą, która bardziej się modliła niż mówiła. Chociaż oczywiście nie reguły.
Został mi obraz pewnego chłopaka, którego spotkaliśmy dwa razy. i te drugie spotkanie zakończyło się modlitwą.
Tegoroczny Przystanek Jezus pokazał mi, że warto zaufać.
Tylko Jezus jest tu najważniejszy. Reszta to bzdety.
W tym roku Pan Bóg mocno pokazała mi, że jest wielu kapłanów, kleryków którzy żyją Pasją. Gdzieś to mi uciekło. Teraz na nowo zobaczyłam.
I cały czas mam w uszach słowa Księdza z sobotniej homilii:
„Za chwilkę znów usłyszymy: idźcie. I pójdziemy. Niektórzy z was już dziś pojadą na urlop, niektórzy mają jeszcze wakacje, księża wrócą na parafię. Nasza sytuacja wokół, w której jesteśmy, jest taka a nie lepsza. I Bóg mówi: ja Ciebie tam posyłam.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz