Lato w pełni. Słońce świeci, czasem
burze przechodzą.. Z jednej strony dużo czasu wolnego, a z drugiej
strony dni wypełnione po brzegi.
Za mną dwie ważne imprezy. Msze
Prymicyjne mojego kuzyna i mojego przyjaciela. Niby podobne imprezy a
jednak zupełnie inne. To były bardzo wzruszające momenty. Przyszła
taka refleksja, że coś się zakończyło, coś się rozpoczyna. I
dla mnie i dla nich. Jednak to były też towarzysko bardzo piękne
chwile. Ach, co to były za tańce! ;)
Mieszkam w Krakowie. Bardzo piękne
miasto. Uwielbiam tu być. Odnalazłam swoje miejsce. Piękne
kamienice, magiczne widoki, wspaniali ludzie. Nie wyobrażam sobie
też, bym miała być gdzieś indziej w tym momencie. Ale czasem
przychodzi tęsknota do miejsc, gdzie się wychowałam. Odległość
do domu rodzinnego to około 400 km. Dla niektórych mało dla innych
dużo. To chyba też zależy od sytuacji. Ale wiecie co? Mam takie
doświadczenie, że Pan Bóg daje ludzi, którzy pomagają Ci przeżyć
to, co trudne. Nikt nie przeżyje za Ciebie twojego życia, ale może
pomóc Ci iść razem przez to, co Cię spotyka.
Ostatnio jest mi trudniej. Przeżywam
też rzeczy, których nie rozumiem. I pozostaje tylko wiara, że to,
co najlepsze jeszcze przede mną.
W tej mojej codzienności czasem odzywa
się ta szalona Anetta.
Jakiś czas temu pojechałam do
Lublina. Sama, autostopem do koleżanki i kolegi.
Droga do Lublina była trudna, ale
ekscytująca. 250 km w 6 godzin. Najtrudniej było wyjechać z
Krakowa. Czekałam ponad godzinę. W tej podróży miałam to
szczęście, że za każdym razem jak wysiadałam z samochodu to
zawsze była zatoczka. Po raz kolejny odkryłam jak ważne jest
bezpieczeństwo w podróży. I dotarło do mnie jak trzeba o to dbać!
Pobyt w Lublinie był wspaniały. Dobra
zupa u Kasi, wspaniały czas spędzony z nią, inspirująca kawa z
Pawłem.
Następnego dnia nastał dzień
powrotu. Byłam pełna dobrych myśli.
Najpierw ciężarówka do Annopolu,
później jeszcze nie zaczęłam łapać a już się zatrzymała
Pani, która jechała 80 km przed Kraków. Byłam taka szczęśliwa.
No i chyba zabrakło mi pokory... Później kolejne 4 godziny
czekania i zrobiło się ciemno... i przerazenie jak to będzie..
noclegu nie znalazłam. Spałam na krużgankach przed Kościołem.
Bez ciepłego ubrania, telefonu ( bo bateria padła), śpiworu.
Doświadczyłam, że czasem się przyda trochę roztropności.
Ale doświadczenia nas kształtują.
To, co było tragiczne teraz bywa smieszne. Ale przynajmniej o te
sytuacje jestem mądrzejsza ;)
Przede mną ewangelizacja na Przystanku
Jezus, później rekolekcje kajakowe na Mazurach.
Pamiętajcie o mnie w jakiej formie
chcecie :)
Zegnam Was z gorącymi uśmiechami!!!
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz