Codzienność, nawet ta zwyczajna, może być szczęśliwa.
Ale od początku.
Ostatnio moje życie było na granicy ryzyka. Nic nie wiedziałam, niczego nie byłam pewna. Jeszcze dwa tygodnie temu spodziewałam się, że moje życie będzie wyglądało inaczej, zupełnie inaczej. Właśnie to JA się spodziewałam. Gdzieś kiedyś usłyszałam, że Pana Boga najbardziej śmieszą nasze plany. I tak mocno odczuwam, że coś w tym jest.
Ale od początku.
Ostatnio moje życie było na granicy ryzyka. Nic nie wiedziałam, niczego nie byłam pewna. Jeszcze dwa tygodnie temu spodziewałam się, że moje życie będzie wyglądało inaczej, zupełnie inaczej. Właśnie to JA się spodziewałam. Gdzieś kiedyś usłyszałam, że Pana Boga najbardziej śmieszą nasze plany. I tak mocno odczuwam, że coś w tym jest.
Dzisiaj widzę, że jestem tu gdzie
powinnam być. Mieszkam w mieszkaniu, gdzie czuję się naprawdę
dobrze. Są tu osoby, z którymi dobrze mi się po prostu jest.
Zaczęłam pracę. Miała być inna, ale nagle się okazało, że
miejsce dla mnie będzie zupełnie gdzie indziej. Fizycznie jest
bardzo ciężko, ale mam takie poczucie, że to jest to. Mam ogromne
pragnienie, by to była ta praca właściwa. A perspektywy są.
Ostatnie wydarzenia
mojego życia bardzo dobitnie mi pokazują, że Pan Bóg jest Bogiem
cudów. On naprawdę realnie działa. Wystarczy poprosić i wierzyć,
że On jest w stanie to spełnić. Jeśli to jest zgodne z Jego wolą,
to to otrzymamy.
Aktualnie w moim życiu
jest książka „Jezus mówi do Ciebie”autorstwa Sarah Young.
Mocno szczególnie ten fragment pracuje we mnie. Jest dla mnie
niezmiernie ważny. Polecam tę książkę!
Wczoraj byłam na
Piątkowej Aktywacji Serca w Sanktuarium Ecce Homo. Po 9 godzinach
pracy fizycznie mi było bardzo ciężko się tam pojawić. Ale raz
podjęłam decyzję, to postanowiłam jej nie zmieniać. Po raz
kolejny sprawdziło się zdanie, że im większy trud, tym większe będą owoce. Choć tak naprawdę na owoce trzeba jeszcze poczekać, to już
teraz wiem, że to był mega dobry czas!
PAS 'reklamuje' wiersz
ks. Jana Twardowskiego:
"W piątek nie jeść
mięsa
to grubo za mało
nie wystarczy spoważnieć
nie robić takich na
przykład spostrzeżeń
siostra Konsolata bo kąsa
i lata
w piątek nie wypada
udawać Ludwika XIV
rządzić
patrzeć z góry
prowadzić siebie pod
rękę
być dygnitarzem
osobną osobą która w
pierwszej osobie
mówi tylko o sobie
w piątek
w tym dniu w którym Bóg
opuścił Boga"
Wieczór rozpoczęła
konferencja, którą wygłosił o. Maciej Majdak, z Zakonu Cystersów. Dla mnie
była ciekawa, choć generalnie tak się nie zapowiadała. Opierała
się na przypowieści o synu marnotrawnym. Wydawało mi się, że o
tym fragmencie wiem wszystko. Tyle medytacji już było, tyle kazań
czy konferencji na jej temat. A jednak odkryłam coś nowego. Bo
faktycznie za każdym razem, jak zauważył o. Maciej, to ja jestem
inna, inna jest pora roku i nic nie jest takie samo.
Jak to pisała Wisława
Szymborska:
„Nic dwa razy się nie
zdarza
i nie zdarzy. Z tej
przyczyny
zrodziliśmy się bez
wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
(...)
Żaden dzień się nie
powtórzy,
nie ma dwóch podobnych
nocy,
dwóch tych samych
pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń
w oczy.”
Pierwszy raz między
innymi usłyszałam powiązanie przypowieści o zagubionej owcy i
drachmie wraz z przypowieścią o synu marnotrawnym. Ciekawe
połączenie, a jak się później zastanowiłam to faktycznie ma
głęboki sens. Po raz kolejny Pan Bóg mi pokazał, żebym wracał
do treści, które gdzieś tam były i może czasem o nim nie
pamiętam. Konferencja krótka, sensowna i dużo wnosząca- bardzo
to lubię.
Po usłyszeniu tych
treści można było je przegadać z Panem Bogiem, gdyż kolejnym
punktem programu była Adoracja Najświętszego Sakramentu. Była i
cisza i muzyka i różaniec w intencji Światowych Dni Młodzieży.
Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Zapadła mi w pamięć ta
piosenka:
Po Adoracji było kilka
chwil gdzie mogliśmy usłyszeć co się dzieje w kontekście
przygotowań do Światowych Dni Młodzieży 2016, które odbędą się
w Krakowie. Mniej więcej zorientowana jestem, więc to było tylko
powtórzenie wiadomości, ale warto zaglądać na www.sdm2016.com
;)
I wreszcie przyszedł
czas na najważniejszą część programu, którą była oczywiście
Msza Święta. Najlepszy czas przed Panem. Słowa, które usłyszałam
podczas kazania jeszcze długo na pewno pozostaną w mojej pamięci.
To była taka zwykła, nie zwykła Msza Święta.
Później przyszedł czas
na agapę i dalsze zawiązywanie wspólnoty. Była gorąca herbata,
drożdżówki.
Dziękuję s. Teresie,
albertynce, że po raz kolejny podjęła się zorganizowania tego
dzieła.
Bogu niech będą dzięki
za ten czas i do zobaczenia na kolejnym adwentowo - grudniowym PASie!
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz